SATYRA NA LENIWYCH TEOLOGÓW, CZYLI O PEWNYCH LEKCJACH Z FILOZOFII NIEODROBIONYCH OD SZEŚCIUSET LATW prowadzonych ostatnio z narastającą intensywnością sporach etycznych i obyczajowych w Polsce ze strony liberalno-sekularystycznej często daje się słyszeć taki argument: "poglądy naszych przeciwników wypływają z pobudek religijnych i dlatego nie powinny być narzucane całemu społeczeństwu, które w części jest świeckie". Na ten zarzut strona tradycyjno-katolicka zazwyczaj odpowiada mniej więcej tak: "Ależ nasze stanowisko, niezależnie od tego, że wypływa z objawienia, da się także wyprowadzić rozumowo z dostępnego dla każdego źródła, mianowicie z natury ludzkiej, i w związku z tym może, a właściwie powinno być podzielane także przez osoby, które, by zacytować preambu-łę Konstytucji, «wartości wyprowadzają z innych źródeł»". Po czym, w zależności od poziomu erudycji lub okazji, następują odwołania do św. Tomasza, Arystotelesa, Sokratesa lub do samego delfickiego Apollona, na drzwiach świątyni którego widniał napis gnōthi seauton, czyli poznaj samego siebie. Jest rzeczą godną uwagi, że te odwołania do wspól-nego dziedzictwa rozumu niezwykle rzadko wychodzą poza wiek XIII. A przecież nie oznacza to, że potem filozofia chrześcijańska, przynajmniej w swojej katolickiej odmianie, nie stworzyła już niczego wartościowego. Dlaczego zatem pozostaje przy arystotelesowsko-neoplatoń-skim języku św. Tomasza z Akwinu, coraz mniej zrozumiałym dla współczesnego człowieka, ukształtowanego przez antymetafizycznie nastawione nauki przyrodnicze? Taka postawa sprawia, że o porozumienie ze światem świeckim jest coraz trudniej i niemała grupa osób z obu stron podziału widzi postępy modernizacji jednocześnie jako postępy dechrystianizacji, rzecz jasna wyciągając z tego przeciwstawne MAREK GENSLER Instytut Filozofii Uniwersytetu Łódzkiego